Z obozu rywala - Widzew Łódź

28 Sierpnia 2019, godzina 07:00, autor: Marcin Bąk

W ostatni dzień sierpnia, o godzinie 19:10 Widzew Łódź podejmie na własnym stadionie lidera rozgrywek - Stal Rzeszów.

piłka w grze

Jak uznanym klubem na arenie krajowej (9. miejsce w tabeli wszech czasów ekstraklasy), jak również zagranicznej jest łódzki Widzew nikomu z pasjonatów piłki nożnej przypominać nie trzeba, a takie nazwiska jak Boniek, Smolarek czy Młynarczyk zna każdy polski kibic. Niestety czasy świetności to dość odległa historia, nad czym z pewnością ubolewają nie tylko fanatycy tego klubu, ale również cały piłkarski kraj. Nic więc dziwnego, że cel dla podopiecznych trenera Kaczmarka jest jasny - awans na zaplecze Ekstraklasy. 

Widzew sezon zainaugurował wyjazdowym spotkaniem z Gryfem Wejherowo. Mecz rozpoczął się od zdecydowanej przewagi gości, to oni dłużej utrzymywali się przy piłce i kontrolowali sytuację na boisku jednak swojej dominacji nie potrafili wykorzystać i przed przerwą nie zobaczyliśmy bramek. Zaraz po zmianie stron to gospodarze niespodziewanie objęli prowadzenie. Chodź w kolejnych fragmentach gry łodzianie co rusz niepokoili defensywę rywali, to wyrównać udało im się dopiero w 85. minucie, kiedy to z rzutu karnego trafił Marcin Robak - nowy-stary zawodnik Widzewa, który przed rozpoczęciem sezonu wrócił do swojego starego klubu. Dwie minuty później było już 2-1 dla Widzewa, dzięki czemu trzy punkty wróciły do Łodzi.

W drugim spotkaniu podopieczni trenera Kaczmarka wybrali się do Bytowa na mecz ze spadkowiczem z Fortuna I Ligi - Bytovią. Początek to jakby kopia z przed tygodnia - Widzew był częściej przy piłce, częściej atakował przeprowadzając kombinacyjne akcje, brakowało jednak decydującego podania. Multum niewykorzystanych okazji zemścił się w ostatniej minucie pierwszej połowy. Po wrzucie piłki z autu błąd popełnił Turzyniecki, nie trafiając w piłkę, a ta trafiła pod nogi Czubaka, który z bliska pokonał Wolańskiego. Po przerwie goście znów rozpoczęli swoje ataki co przyniosło efekt już po siedmiu minutach gry. Robak wspaniałym podaniem obsłużył Kitę, a ten wykorzystał sytuację sam na sam. Wydawało się więc, ze łodzianie wrócili do gry i kolejna bramka to kwestia czasu, gola strzelili gospodarze. Znów nie popisał się Turzyniecki, który nie upilnował napastnika Bytovii, a ten z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Mimo starań przyjezdnych wynik meczu nie uległ już zmianie i to Bytovia mogła cieszyć się z kompletu punktów. 
- Popełniliśmy w tym meczu za dużo błędów. Powinniśmy się ich wystrzegać. Z drugiej strony mieliśmy swoje okazje, żeby zdobyć więcej bramek. Jeśli chcemy myśleć o pierwszej lidze to musimy grać o wiele lepiej niż w spotkaniu z Bytovią - podsumował Robak. 

Po porażce w Bytowie, najlepszą okazją do powrotu na zwycięską ścieżkę wydawał się mecz przed własną publicznością. Gospodarze mecz z Błękitnymi rozpoczęli tak jak poprzednie, czyli od wyraźniej przewagi. W 15. minucie zrobiło się 1-0, bramkę strzelił nie kto inny jak Przemysław Kita. Po zmianie stron łodzianie nie byli już tak aktywni, a ich gra byłą coraz bardziej przewidywalna. Dodatkowo swoje okazje zaczęli stwarzać goście, a w 76. minucie wspaniałej okazji nie wykorzystał Kurbiel, przegrywając pojedynek sam na sam z Wolańskim. Kilka minut później sędzia podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Robak. Kibice odetchnęli, mecz wygrali gospodarze jednak po raz kolejny styl gry nie zachwycił.

W 4. kolejce łodzianie wybrali się do Elbląga na mecz z tamtejszą Olimpią. Przed pierwszym gwizdkiem piłkarze Widzewa z pełnym szacunkiem wypowiadali się o najbliższym rywalu, jednak zapewniali przy tym, że zrobią wszystko żeby wrócić do Łodzi z kompletem punktów. Sam przebieg meczu, a przynajmniej pierwszej połowy nie wskazywał żeby mogło być inaczej, goście prezentowali się lepiej i na przerwę schodzili z jednobramkowym prowadzeniem. Po przerwie do śmielszych ataków ruszyła Olimpia, jednak akcje gospodarzy dobrze rozbijali obrońcy Widzewa. Cios przyszedł w samej końcówce, w 89. minucie błąd widzewiaków wykorzystali gospodarze, którzy mimo gry w osłabieniu od 52. minuty, byli w stanie wyrównać wynik. Tym samym spotkanie zakończyło się podziałem punktów. Po meczu swojego niezadowolenia nie krył trener Kaczmarek: 
Krótko: zremisowaliśmy ten mecz absolutnie na własne życzenie i nie ma żadnego usprawiedliwienia na to, jak rozegrał mój zespół końcówkę drugiej połowy. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, o jaki cel gramy i że w każdym momencie meczu musi nas cechować odpowiedzialność. Spotkanie dobrze się dla nas ułożyło, prowadziliśmy 1:0, później przeciwnik obejrzał czerwoną kartkę. Moja drużyna powinna kontrolować ten mecz, strzelić bramkę na 2:0 i nie ma żadnego wytłumaczenia na to, co się stało.

Z czterech rozegranych do tej pory spotkań, tylko jeden Widzew rozegrał na swoim terenie. Tym razem na stadion przy ulicy Piłsudskiego przyjechał Górnik Łęczna. Gospodarze, którzy przyzwyczaili nas do mocnych ataków od pierwszego gwizdka, w tym meczu byli swoim cieniem. To Górnik kontrolował grę i to Górnik objął prowadzenie po strzale Wojciechowskiego. Po zmianie stron szybko mogło być… 2-0, jednak piłka minimalnie minęła bramkę gospodarzy. W 57. minucie nic już nie przeszkodziło przyjezdnym w podwyższeniu prowadzenia. Jedenastkę na gola zamienił ponownie Wojciechowski. Widzew „obudził” się na ostatnie 20 minut meczu i jak się okazało, to wystarczyło, żeby zdobyć jeden punkt. W 79. minucie Robaj zdobył kontaktową bramkę. Ten sam gracz kilka minut później w skuteczny sposób naciskał golkipera gości, którzy sam skierował piłkę do własnej bramki. Mecz ostatecznie zakończył się podziałem punktów, co z perspektywy spotkania wydaje się wynikiem korzystnym dla gospodarzy.  

„Koszmar Widzewa trwa” - tak można podsumować zarówno dotychczasowy przebieg sezonu, jak i mecz 6. kolejki. Po środowym, wymęczonym remisie z Górnikiem, Widzew wybrał się do Częstochowy na mecz z zamykającą tabelę Skrą. O ile w pierwszej połowie Widzew stworzył sobie kilka dobrych okazji do objęcia prowadzenia, to po przerwie nie potrafił stworzyć choć jednej klarownej sytuacji. Zrobili to natomiast gospodarze, którzy w 60. minucie objęli prowadzenie i nie oddali go już do końca. 
- Po takim meczu trudno coś powiedzieć. Dla nas to straszny wstyd. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była dobra. Stwarzaliśmy sytuacje i zagrożenie, ale w drugiej części gry byliśmy cieniem zespołu sprzed przerwy - powiedział rozgoryczony Tanżyna.

Nie trudno się domyślić jakie humory panują w szeregach Widzewa, nie tak miało to wyglądać na tym etapie rozgrywek. Mecz ze Stalą będzie idealną okazją do odbudowania zarówno formy, jak również nadszarpniętego zaufania kibiców. 

 

II liga 2019/2020
27.07  Gryf Wejherowo - Widzew  1-2
03.08  Bytovia Bytów - Widzew 2-1
09.08  Widzew - Błękitni Stargard 2-0
17.08  Olimpia - Widzew  1-1
21.08  Widzew - Górnik Łęczna 2-2
25.08  Skra Częstochowa  - Widzew  1-0


REKLAMA
reklama