Podsumowanie 3. kolejki II ligi

11 Sierpnia 2019, godzina 20:30, autor: Michał Mryczko

Resovia udanie wróciła do domu, "Gieksa" w domu wygrać od szesnastu razy nie umie, a Widzew trzy punkty ma, ale tłumów nie porwał.

Piłka w grze



1-3 (0-2)



Po tym, jak w ostatniej kolejce Legionovia pokazała się z bardzo dobrej strony na Hetmańskiej 69(brakowało, jak wiemy, skuteczności), kibice z Legionowa mogli oczekiwać, że ich piłkarze powtórzą dobrą grę także i przed własną publicznością. Na ich nieszczęście - tak nie było.

O ile początek meczu to przewaga miejscowych, o tyle skutecznie broniąca się Pogoń z biegiem czasu przejmowała inicjatywę. Efektem tego były bramki w dwudziestej i dwudziestej szóstej minucie, które ustawiły to spotkanie. A mogło być ich więcej, co pokazuje, kto dzielił i rządził holistycznie patrząc na pierwszą połowę.

Druga część gry to, zgodnie z oczekiwaniami, ruszenie Legionovii do odrabiania strat. Podopiecznych Marcina Sasala stać jednak było tylko na bramkę kontaktową zdobytą pięć minut po wznowieniu gry. Gospodarze piłkę posiadali, akcje tworzyli, ale zamiast wyrównania, spotkało ich powiększenie strat. W osiemdziesiątej drugiej minucie Pogoń podwyższyła na 1-3 i było już po herbacie.



2-0 (1-0)

 

 

Rezerwy mają to do siebie, że często w ich składzie występują zawodnicy, którzy nie znajdują miejsca w pierwszej drużynie. W niedzielnym spotkaniu w barwach drugiego garnituru Lecha kilku ich wystąpiło, ale to głównie młodzieżowcy zadecydowali o końcowym wyniku.

Od początku spotkania to głównie Lech utrzymywał się przy piłce, a Skra starała się wysokim pressingiem odbierać futbolówkę już w okolicach dwudziestego piątego, trzydziestego metra. Wynik na pięć minut przed końcem pierwszej połowy otworzył pięknym "rogalem" ze skraju pola karnego Karol Smajdor.

Miała na przestrzeni całego spotkania Skra kilka dobrych okazji do wyrównania, ale żadna z nich nie została zakończona tak, jak być powinna. Rezerwy Lecha, wykorzystując w końcowych minutach roztargnienie gości, ustaliła wynik spotkania na 2-0. W meczu dwóch zespołów, które zamykały tabelę bez zdobyczy punktowej, górą Lech.



1-1 (0-1)

 

 

Starcie dwóch górniczych ekip na remis. Beniaminek z Polkowic prowadził grę, a goście z Łęcznej wyczekiwali swoich szans w kontratakach. Długo czekać nie musieli - w dwudziestej minucie na 0-1 trafił Aron Stasiak. Bramka ta nie zmieniła jednak obrazu gry - nadal to gospodarze utrzymywali się przy piłce, ale nic z tego nie wynikało.

W drugiej części gry obrazki znane z pierwszej, ale gospodarze w końcu znaleźli sposób na szczelną, dobrze zorganizowaną defensywę Łęcznian. Na piętnaście minut przed końcem spotkania wyrównał Dominik Radziemski, gwarantując, jak się ostatecznie okazało, punkt swojej drużynie.

Górnik Łęczna nadal pozostał niepokonany, co jednak nie gwarantuje mu miejsca w czubie tabeli (dwa remisy). Pokazuje to jednak, że trener Kiereś defensywę na pierwsze mecze sezonu przygotował co najmniej dobrze i będzie to jeden z tych zespołów, któremu bramkę strzelić będzie trudno.



0-2 (0-2)

 

 

 

Fatalnie sezon rozpoczęli piłkarze toruńskiej Elany. Po trzech meczach mają na koncie trzy punkty i plasują się na ostatnim bezpiecznym w tabeli miejscu. Jak na drużynę, która w poprzednim sezonie do ostatniej kolejki walczyła o awans, jest to dość spora niespodzianka. Co ciekawe, awansu Elanę pozbawiła w tamtym sezonie...Olimpia Elbląg.

Zemsta podopiecznym Ariela Jakubowskiemu kompletnie nie wyszła. Niemrawy początek meczu w wykonaniu obu zespołów nie zapowiadał ładnego widowiska. Zapowiedzi, na nieszczęście dla kibiców, stały się rzeczywistością. Nawet pierwsza z bramek, taka jakby, pasująca do poziomu meczu - piłka wpadła "za kołnierz" bramkarzowi gospodarzy i Olimpia prowadziła.

Drugiego gola goście zdobyli na cztery minuty przed końcem pierwszej połowy. W drugiej części nic się nie zmieniło - goście prowadzili grę, a Elana gubiła się na własnym boisku. Na przestrzeni całego spotkania bramkę rywala torunianie znaleźli maksymalnie trzy, cztery razy. I nie stanowiło to żadnego zagrożenia dla wyniku. Drużyna z grodu Kopernika potrzebuje gwałtownej pobudki.


 2-0 (1-0)

 

 

 

Niezadowalający start rozgrywek w wykonaniu Widzewa miał pójść w zapomnienie po tym spotkaniu. Widzew, co kibiców tego zasłużonego klubu cieszy, wygrał, ale nadal nie był to styl, jakiego oczekuje się od głównego faworyta do awansu na zaplecze ekstraklasy.

Łodzianie prowadzili grę, tworzyli sobie okazje, ale skuteczność ponownie zawodziła. Błękitni nie byli w stanie bardzo zagrozić bramce gospodarzy - można zaryzykować stwierdzenie, że w tym spotkaniu zaszkodzić Widzewowi mógł tylko sam Widzew. Ma jednak drużyna z Piłsudskiego indywidualności, które potrafią pomóc nawet wtedy, gdy nie wygląda gra jeszcze tak, jakby wszyscy tego chcieli.

Mowa tu przede wszystkim o Przemysławie Kicie i Marcinie Robaku, którzy strzelili obie bramki dla miejscowych. Kita wynik otworzył w pierwszej połowie, a Robak, z karnego, zamknął w końcówce spotkania. Na wyróżnienie zasługuje także bramkarz Patryk Wolański, który chwilę przed jedenastką uchronił swój zespół od straty bramki. Pierwszy domowy mecz Widzewa dla tej drużyny na plus, ale sporo niedociągnięć jest jeszcze do naprawienia.

 


1-2 (0-1)

 

 

Szesnasty ligowy mecz z rzędu bez zwycięstwa na własnym boisku. Fatalna seria "Gieksy" trwa i za nic nie chce się skończyć. Zresztą nie ma co liczyć na to, że sama znajdzie swój kres - katowiczanie muszą swoją grę poprawić, jeśli chcą jak najszybciej powrócić na zaplecze ekstraklasy.

Szósta minuta, błąd gospodarzy, i już 0-1 dla Bytovii. GKS ruszył do ataków, ale nie stworzył sobie klarownych okazji do wyrównania. Na bramkę kibice miejscowych musieli czekać aż do siedemdziesiątej pierwszej minuty, kiedy to trafił Marcin Urynowicz.

Na nic jednak zdała się ta bramka w perspektywie całego spotkania, bo już osiem minut później ponownie Bytovia była na prowadzeniu. Pomimo nieustającego do ostatniego gwizdka naporu katowiczan, to rywale wywieźli komplet punktów. A GKS, po trzech kolejkach, ma tylko trzy punkty.



 0-0

 

 

"Stalówka" w końcu zdobyła pierwszy punkt w tym sezonie II ligi. Apetytów kibiców drużyny ze Stalowej Woli "oczko", co oczywiste, jednak nie zaspokoiło. Tym bardziej, że na przestrzeni całego spotkania to gospodarze mieli więcej z gry i powinni byli zgarnąć komplet punktów.

O pierwszej połowie można zapomnieć. Poza kilkoma zrywami w końcówce pierwszej połowy wiało nudą. Druga część spotkania to z kolei napór podopiecznych Czesława Palika na bramkę gości, którzy szczelnie i uważnie pilnowali własnych szyków obronnych.

Ostatecznie żadna z drużyn bramki nie zdobyła, mimo że to Stal Stalowa Wola przeważała i miała swoje szanse na pokonanie bramkarza przeciwnika. Wrzutki z jednej jak i drugiej strony boiska nie przyniosły jednak wyczekiwanego przez stalowowolan skutku.



 3-0 (1-0)

 

 

Resovia, która po ponad roku przerwy wróciła na stadion przy Wyspiańskiego 22, uczciła to wydarzenie pewnym i przekonującym zwycięstwem ze Zniczem Pruszków. Zniczem, który przyjechał do Rzeszowa jako lider tabeli.

Od samego początku meczu gospodarze nękali rywala wysokim, ostrym pressingiem, który co rusz przynosił skutek. Resovia dominowała nad Zniczem i praktycznie nie schodziła z jego połowy. Efekt przyszedł w 35. minucie, kiedy to rezultat spotkania otworzył Dawid Kubowicz. Ten sam zawodnik chwilę wcześniej popełnił wielbłąd, ale na szczęście "Pasiaków" rywale nie skorzystali z tego prezentu.

W drugiej połowie Znicz odważniej ruszył do ataków, poszukując wyrównania. Nic wymiernego przyjezdni jednak z ofensywnych zapędów nie uzyskali, a Resovia postawiła kropkę nad i w ostatnich piętnastu minutach meczu. Na 2-0 trafił Krykun, a na 3 Płatek, który odpalił rakietę ziemia - powietrze z dwudziestu pięciu metrów. Zasłużony komplet punktów dla rywala zza miedzy.



2-1 (1-1)



O tym meczu pisaliśmy tutaj.

 

REKLAMA
reklama